odnaleźć się w JEGO spojrzeniu

Czas Wielkiego Postu sprzyja refleksji nad sobą samą. Jednak kontemplowanie własnej marności może wprowadzić Cię w ślepą uliczkę. Pokusa jest duża, bo przecież mam pracować nad sobą, wyznaczać sobie pewne wyrzeczenia, kontrolować się... 

Więc o co chodzi w tym Wielkim Poście? 

Może trzeba poprostu patrzeć tylko na Boga i uczyć się wciąż widzieć jak ON. Odnaleźć się w Jego czułym spojrzeniu, które jest Miłością. I uczyć się patrzeć tak na siebie i na innych. Bo Miłość może mnie zmobilizować do wysiłku, dla Miłości jestem w stanie pójść dalej niż wiem, niż czuję... A postępując w Miłości już nie ja jestem w centrum, ale ON. 

"Co do mnie, byłam wielką perfekcjonistką, podobnie jak niejedna kobieta, które ostatecznie psują sobie życie w pogoni za ideałem, którego nigdy nie osiągną. Fakt, że nie odpowiadałam wyobrażeniu, które o sobie miałam, całkowicie mnie zniechęcał. Czułam się podle. Myślałam, że będę musiała dożyć głębokiej starości, jeśli Pan ma dokonać we mnie swego dzieła. Dążyłam do absolutu i traciłam nadzieję, widząc własną przeciętność. Aż do dnia, gdy stwierdziwszy po raz kolejny swą niezdolność do dobrego działania, do dobrego życia, usłyszałam w sercu te słowa: "To moje spojrzenie Cię oczyszcza". 

W jednej chwili zrozumiałam, że do niczego nie dojdę własnymi siłami, aktem woli. Należało wkroczyć w krąg Bożego spojrzenia, bez ustanku odwracać swe spojrzenie od samej siebie po to, by zatopić je w Nim.

Zrozumiałam, że jestem wyjątkowa, że jestem kochana. Pokochana zostałam taka, jaka jestem, w swym ubóstwie, w swej przeciętności.

Nie czekał, aż będę doskonała, by pozwolić mi zakosztować swej pełni, by ofiarować mi swą miłość. Równocześnie w pełni dostrzegałam jej wymagania. Nie mówił do mnie: "w porządku, kocham cię taką, jaką jesteś, nie musisz się zmieniać". Zaszczepił we mnie pragnienie przekroczenia swych granic, gdyż Jego spojrzenie było spojrzeniem nadziei. Nie utrwalało mnie sobie jak na kliszy, na danym etapie, jak potrafią to uczynić ludzkie spojrzenia, które z miejsca człowieka przykuwają, zamrażają go w bieżącej chwili i odmawiają rozwoju, przyklejając mu etykietki, których już nie można się już pozbyć, które ciągną się za człowiekiem przez resztę życia. Jego miłość rozbudzała we mnie pragnienie zmiany.

Wiedziałam, że wszystko mógł we mnie zdziałać. 

Potrzebował jedynie mojego "tak", mojego pełnego zaufania, bezwarunkowego poddania się Jego życzliwej woli.

Co do reszty, wystarczyło zdać się na Tego, "który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy" (Ef 3, 20)".

/Fragment książki Jo Croissant "Kobieta. Kapłaństwo serca"/


Komentarze

Popularne posty